„Teraz, gdy wschodzi dla mnie bardo umierania, porzucę wszelkie lgnięcie, tęsknotę i przywiązanie […], wyrzucę świadomość w przestrzeń niezrodzonej uwagi. Opuszczę to ciało złożone z mięsa i krwi, wiedząc, że jest przemijającą iluzją.”

Tybetańska Księga Umarłych

Zbliża się Dzień Wszystkich Świętych. Czas zadumy i refleksji nad przemijającym życiem oraz naszymi relacjami z tymi, co odeszli z tego świata. Każdy z nas zapali znicze kierując swoje myśli w stronę właśnie takiej osoby. Palące się płomienie będą symbolizować nie tylko życie wieczne, ale również naszą pamięć o nich. W tym specyficznym dniu uzmysławiamy sobie bardziej niż kiedykolwiek, że wszystko przemija. Zapalone znicza zgasną, nasza pamięć z biegiem lat wyblaknie, ból po stracie się zmniejszy, aż wszelkie wspomnienia wygasną razem z nami. Wszystkie religie jednak zakładają, że jest to dopiero początek czegoś nowego. Czeka nas szczęśliwe życie w wieczności lub rozpłynięcie się w transcendentnej sile wyżej. Czasami mówi się o jakimś specyficznym miejscu albo zakłada, że jest to początek kolejnego żywota…

Śmierć jest w nas zaprogramowana. Skoro się urodziliśmy to z pewnością umrzemy. Jednak kultura współczesna stara się eliminować temat śmierci. Powszechny jest kult młodości i witalności. Osoby starsze są marginalizowane w dyskursie publicznym i rzadko przedstawia się ich, jako osoby tryskające dziecięcym zachwytem i radosnym spojrzeniem na świat. Ale przecież śmierć nie dotyczy tylko osób starszych. Umierają ludzie młodzi, w średnim wieku, a nawet dzieci. Wolimy tego nie widzieć ponieważ przypominam nam to o kruchości naszego istnienia. Choroby, wypadki, morderstwa istnieją i będą istnieć. Odcinamy się od śmierci, bo sprawia ból. Dzisiaj nikt z nas nie balsamuje zwłok, ani nie przetrzymuje zmarłego w domu przed pogrzebem, chociaż jeszcze niedawno takie praktyki były powszechne. Osoby terminalnie chore oddajemy do hospicjów czy domów opieki, wiedząc, że możemy nie podołać takiemu trudnemu wyzwaniu. Śmierć jest również trywializowania w mediach, co widać po ilości przemocy w filmach czy statystykach pokazujących śmierć chorych na Covid. Miejsca przepełnione śmiercią napawają nas zgrozą i przerażeniem. Wydaje się, że kiedyś śmierć była bardziej oswojona, a kontakt z nią czymś naturalnym. Starano się nie minimalizować dyskomfortu związanego z odejściem bliskich, ale głęboko zrozumieć i samemu uważnie przygotować się na ten proces. 

Złudne szczęście

Nie chcemy myśleć o śmierci, dlatego skupiamy się na życiu. Niekoniecznie na tym przeżywanym “tu i teraz”, ale na tym wykreowanym w naszej głowie. Życie podsycają pragnienia. Jedni pragną ciepłego mieszkania. Jakiś kąt do życia, w którym poczują się bezpiecznie. Inni pragną osiągnięć lub chcą się wyrazić poprzez pasję, sztukę albo pracę. Dzięki temu wzmacniają poczucie własnej wartości, zdobywają pewności siebie albo po prostu znajdują drogę do samoekspresji. Jeszcze inni pragną bliskości. Osoby, która wspomoże, otoczy troską lub da wsparcie kiedy będzie taka potrzeba. Możemy mieć mnóstwo różnych pragnień, ale wszystkie można zawrzeć w kategorii „pragniemy szczęścia”. Nieważne gdzie je lokujemy, po prostu w życiu nie chcemy cierpieć, być krzywdzonym lub wykorzystywanym. Wiele osób lokuje szczęście w życiu doczesnym, bo w końcu to właśnie jego najintensywniej doświadczamy. Jednak równie wiele osób lokuje swoje szczęście w życiu po śmierci. Niektórzy mają bardzo sprecyzowane wizje tego, co czeka nas po drugiej stronie. Są to 72 “czyste niczym ukryte perły” hurysy. Czasami jest to miasto – Nowe Jeruzalem przepełnione szczęściem i dostatkiem. Czasami to wieczna gra na harmonii ku boskiej chwale. Niektórzy myślą, że będzie tak samo jak “tutaj” tylko lepiej. Inni uważają, że zanim staną się częścią wiecznej całości muszą na to zasłużyć w następujących po sobie kolejnych życiach. Nasuwa się pytanie, czy wszystkie te wizje mogą być prawdziwe w tym samym czasie? Być może to jest tajemnicą życia wiecznego. Sami kreujemy świat, prawdziwy tylko i wyłącznie dla nas samych. Istotą istnienia tych światów jest poczucie szczęścia. Budda podobno powiedział: “Nie ma żadnej drogi do szczęścia. To szczęście jest drogą”. Tylko w takim razie jaką drogę wybrać?

Świadomość po śmierci

We wszystkich mitach, religiach czy wierzeniach śmierć nie jest absolutnym końcem, a świadomość funkcjonuje w jakiejś formie po biologicznym zgonie. W tradycjach wschodnich dość mocno rozpowszechniona jest wiara w reinkarnację. Zakłada ona nie tylko istnienie świadomości w bezcielesne formie, lecz również jej powrót do materialnej egzystencji. W buddyzmie, dżinizmie czy hinduizmie wiara ta wiąże się z prawem karmy. Według niej inkarnacja jest zależna od osobistych zasług i czynów. Stąd nacisk w tych religiach, by być moralnym i dobrym człowiekiem już teraz.

Religie eschatologiczne opisują pośmiertną wędrówkę duszy. Czasami przemierza ona cudowne przestrzenie lub dziwne wymiary, w których spotyka bliskich lub istoty boskie, takie jak anioły czy istoty archetypiczne. Czasami dusza znajduje schronienie w jakimś miejscu, jak na przykład chrześcijański czyściec. Są to liczne piekła, nieba, raje i inne odwieczne krainy szczęśliwości bądź wiecznej pokuty. W tych przypadkach bycie praworządnym i moralnie dobry pozwala trafić do lepszego miejsca. 

Współczesna nauka nie jest w stanie udowodnić prawdziwości tych twierdzeń. Paradoksalnie nie jest w stanie również im zaprzeczyć. Może tylko jednoznacznie stwierdzić kres ludzkiej świadomości. Śmierć ciała, w tym mózgu to kres świadomości, która jest wynikiem procesów fizjologicznych w nim zachodzących. To naukowe podejście przekłada się w dużej mierze na współczesny, ateistyczny światopogląd wyrażający się w braku wiary w życie pozagrobowe – coś, co zdaje się totalnie irracjonalne. W tej wizji życie pośmiertne, wędrówka duszy, koncepcja raju czy piekła to tylko postawy myślenia życzeniowego lub bajki, nad które zostały nadbudowane instytucje religijne. Jednak ta wiara podparta o zdrowy rozsądek i naukę paradoksalnie nadal jest wiarą. W końcu jak dotąd naukowcom nie udało się stworzyć definitywnych teorii na temat ludzkiej świadomości. Nie wiadomo do końca skąd pochodzi i jak się formułuje. Tak samo nauce nie udało się udowodnić nieistnienie światów pozazmysłowych. Ciekawe natomiast, że w wielu tradycjach ludzkości istnieją liczne takie koncepcje i opisy. Nie można ich lekceważyć.

Nieracjonalna religia 

Wydaje nam się, że jesteśmy istotami racjonalnymi, jednak głęboko na poziomie nieświadomym żyją w nas różne mity i archetypy. Jest to sfera nad którą nie mamy żadnej kontroli. Możemy natomiast poprzez różnego rodzaju praktyki uzmysłowić ją sobie i eksplorować. Religie instytucjonalne zręcznie manipulują tymi symbolami, które przecież żyją „w naszym” wewnętrznym świecie myśli i uczuć. Roszczą sobie prawo do wyłącznej ich interpretacji, a w szczególności dotyczy to koncepcji tego, co dzieje się po śmierci. Doskonałym przykładem jest mit dotyczący śmierci i zmartwychwstania obecny nie tylko w opowieści o Jezusie, ale również w egipskim micie o Ozyrysie, którego poćwiartowane zwłoki ożywiła Izyda. Greckim Adonisie, kochanku Afrodyty, wskrzeszonym przez Zeusa zaraz po tym, jak został stratowany przez dzika, w którego zamienił się zazdrosny Ares. Sumeryjski Damuzi zmielony został w żarnach, po czym trafił do krainy umarłych. Wyprowadziła go stamtąd bogini płodności Innana. Kybelle, frygijska bogini Matka, tchnęła życie w Attisa, który przez namiętną miłość wykastrował się i wykrwawił na śmierć. Jak widać jeden mit może przybrać różne formy w zależności od kontekstu kulturowego i religijnego. Mit śmierci i zmartwychwstania świadczy o wielkim przywiązaniu naszych przodków do praw i sił natury związany z odwiecznymi cyklami przyrody oraz wegetacją roślin. 

Dominujące religie często starają się zawłaszczyć symboliczną i mitologiczną przestrzeń, która jest głęboko ukryta w naszej nieświadomości. Przedstawiciele kościoła katolickiego często twierdzili, że interpretacje innych religii na temat życia po śmierci to diabelskie wymysły mające wodzić wiernych na pokuszenie. Czasami argumentowano to mądrością bożą zawartą w innych religiach, które miały ukazać niewiernym odwieczną prawdę. Taki dyskurs ukazuje, że do najwyższych prawd mają dostęp tylko określone wyznanie umniejszając tym samym innym wierzeniom. 

Współcześnie dla wielu osób religia instytucjonalna stała się pozbawiona komponentu doświadczalnego, przez co utraciła kontakt z duchowym źródłem. Stała się niejako pusta i wyjałowiona. Dlatego też współcześnie można zaobserwować spadek religijności, z jednoczesnym wzrostem zainteresowania duchowością, definiowaną jako indywidualny kontakt z tym, co transcendentne. Naukowcy nazwali to zjawisko duchowością ponowoczesną. Pojawiło się ono zaraz po sekularyzacji życia społecznego, które było nie tylko odwrotem od religii głównego nurtu, ale również wyraźnym wyrazem spadku ich wpływu na politykę, naukę czy kwestie społeczne. W XXI wieku to nie główne religie cieszą się rosnącym zainteresowaniem, ale różne formy pracy nad samym sobą lub samorozwoju. Przynależą do nich m.in. joga, medytacja, formy psychoterapii, szamańska medycyna, pogańskie kulty, formy magii, astrologia czy ezoteryzm. Ludzie pragną sami doświadczać duchowości i nie chcą, by ktoś pośredniczył między nimi a Bogiem. Taka postawa wydaje się niezwykle dojrzała. Ludzie złaknieni sfery sacrum nie chcą być prowadzeni za rączkę przez kapłanów. Nie chcą, by to ktoś inny mówi im co jest dobre, a co złe, moralne i niemoralne. Chcą budować swój własny system wartości oparty o własne doświadczenia i powstałe na ich gruncie refleksje. Gdy byliśmy dziećmi wierzyliśmy, że to dorośli mają rację. Pokazywali nam świat własnymi oczami. Gdy dorośliśmy i przetarliśmy oczy dostrzegliśmy, że świat nie do końca wygląda tak, jak nam przedstawiano. Dojrzałość w sferze duchowej jest właśnie takim przebudzeniem i przetarciem oczu.

Umieranie za życia

W wielu kulturach śmierć była czymś naturalnym, a jej oswojenie stawało się dość intrygującą praktyką prowadzącą do głębokiego wglądu w naturę świadomości. Powstawały różne teksty opisujące sztukę umierania, takie jak tybetańska Bardo Thodol, egipska Pert Em Hru, aztecka Kodeks Borgia czy europejska Ars Armandi. Skupiają się one na opisach doświadczeń, które napotyka dusza po śmierci oraz opisują jej wędrówkę po krainach znajdujących się po drugiej stronie. Traktaty te są jednocześnie podręcznikami praktyk duchowych związanych z eksploracja wewnętrznego świata i innych stanów świadomości. Ich celem jest zmiana postawy wobec śmierci i obejmują różne niezwyczajne stany świadomości, które przygotowują na kontakt z tym, co nieznane. Praktyki te posiadają olbrzymi potencjał transformujący i uzdrawiający. Są źródłem wiedzy na temat psychiki i natury świadomości. Przeżycia psycho-duchowej śmierci i odrodzenia, stopienie się z ostateczną rzeczywistością, czy stany mistycznego zjednoczenia, zmieniają podejście do śmierci i procesu umierania, a przede wszystkim uzmysławiają nietrwałość naszego jednostkowego “ja”. Takie praktyki to swoisty trening obejmujący eksplorację innych stanów świadomości, a ich poznanie wyposaża osobę w narzędzia pozwalające bardziej świadomie przechodzić ten proces. 

Taniec Słońca

W różnych kulturach powszechnie znane są rytuały przejścia. Wiązały się one z separacją jednostki od grupy, przechodzeniem różnych inicjacji i ponownym włączeniem do wspólnoty. Dochodziło wtedy do symbolicznej śmierć starej tożsamości inicjowanego i tworzeniem nowej. W trakcie trwania takich rytuałów wykorzystywano czasami różne techniki przemiany świadomości. Przykładem jest Taniec Słońca obchodzony przez indiańskie plemiona Dakotów, Szejenów czy Arapahów. Obejmował on kilkudniowe przygotowania składające się z uczt, modlitw, pieśni, czasami postów lub deprywacji snu. Kumulacją była próba męstwa połączona z torturami. W specjalnie przygotowanym tipi chłopcom nacinano mięśnie na plecach i piersiach przez które przewlekano haki lub kołki z rzemieniami. Po czym podciągano ich, tak by nie dotykali ziemi. Młodzi mężczyźni wisieli w ten sposób, aż do utraty świadomości lub aż mięśnie zostały rozerwane. Podczas takich prób doznawano wizji, odnajdywano zwierzę mocy – duchowego opiekuna lub otrzymywano moc od sił nadnaturalnych. Ekstazę podsycały okrzyki bólu połączone z monotonnymi modlitwami. Gdy wyczerpani mężczyźni opadali na ziemię następował moment symbolicznej śmierci i odrodzenia

Zakopywanie w ziemi

Szamanizm jest formą wierzeń w świat nadnaturalny i występuje we wszystkich kulturach, w każdym zakątku ziemi. Jest to sztuka uzdrawiania, kontakt z istotami z innych wymiarów i eksploracja nadnaturalnej przestrzeni. Ważną częścią szamańskich praktyk są wizyjne podróże w zaświaty, przeżywanie psychologicznej śmierci i odrodzenia, podczas których ciało zostaje rozczłonkowywane i zintegrowane na nowo. W ten sposób szaman umiera i rodzi się na nowo zdobywając jednocześnie mistyczną wiedzę, która pozwala mu poruszać się pomiędzy światem górnym i dolnym, a przez to uzdrawiać członków plemienia lub nawet zabijać wrogów. Istnieje wiele praktyk umożliwiających przeżycie tego procesu. Ekstatyczne tańce, rytualne bębnienie, spożywanie substancji enteogennych czy szałasy potu. Ciekawą szamańską praktyką jest zakopywanie w ziemi. Adept szamanizmu leży przez całą noc w specjalnej wykopanej jamie. Jego ciało zasypane ziemią jest w bezruchu, a wszelkie zmysłowe bodźce ograniczone do minimum. W tym stanie zacierają się różnice między snem i czuwaniem, co indukuje różne stany wizyjne. Jest to spotkanie z mocą Matki Ziemi, wejście do jej łona symbolizujące śmierć, oczyszczenie i narodziny.

Medytacja Poły 

Równie wyrafinowane praktyki związane ze śmiercią możemy odnaleźć w buddyzmie. Śmierć w tej religii nie jest traktowana jako koniec istnienia, ale jako ogniwo łączące kolejne narodziny uwarunkowane nagromadzoną w życiu karmą. Według nauk wadżrajany każda istota w czasie śmierci przeżywa podobny proces utraty panowania nad ciałem, zmysłami i zdolnościami umysłowymi. Opanowanie tego procesu za życia pozwala wypracować niezwykły stan uważności, który pozwala bardziej świadomie przeżyć umieranie i właściwe pokierować tym procesem. Mistrzowie buddyzmu tybetańskiego opanowując nauki tantry, mahamudry czy dzogczen uczą się rozpoznawać wszystkie etapy umierania, aby w chwili faktycznej śmierci utrzymać stan umysłu zwany “Przejrzystym Światłem”, który pozwala osiągnąć oświecenie, a nie kierować świadomość w stronę sanskar (przywiązań) prowadzących do kolejnych narodzin. 

Według buddyjskich nauk najważniejszy w chwili śmierci jest stan umysły, a pośrednio również uczynki, które go uwarunkowały. Pożądany jest spokój, pogodzenie, łagodność i akceptacja tego, co ma nastąpić. Całe życie buddysty jest treningiem umysłu, który ma przygotować go na ten moment. Dla buddysty śmierć jest oczyszczeniem i powrotem od świetlistego stanu. Nie przygotowany umysł nie potrafi go dostrzec, przez co błąka się jak we śnie zanim zrozumie nową sytuację. Jeśli umysł nie będzie przygotowany górę wezmą przywiązania i karmiczne skłonności, które nieuchronnie doprowadzą do kolejnych narodzin. Ważne jest zatem nie to, co czeka buddystę po śmierci, ale czy właściwe pożytkuje czas, który ma obecnie. Klasyczną praktyką przygotowującą do tej podróży jest medytacja “poła”, która uczy utrzymywać stabilny umysł podczas ostatniej podróży. 

Pozycja trupa

Również wielkie tradycje Wschodu wykształciły przeróżne praktyki zmieniające świadomość takie jak modlitwy, ascezy, ćwiczenia oddechowe, medytacje siedzące lub w ruchu. Posiadają one wielką moc transformacji ludzkiego umysłu. Pozwalają poznawać siebie i dokonywać wglądu we własne procesy świadomościowe. Często wiążą się one z procesem uśmiercenia osobowego ego i roztapianiem poczucia „ja” w oceanicznej jedności zwanej Nirwaną, Oświeceniem lub Samadhi. Aby poznać Duszę Wszechświat, Wyższą Jaźń, Absolut, należy najpierw poznać własną duszę. Zbadać wszystko, co skrywa, a zwłaszcza zrozumieć podstępne i nietrwałe “ja”, które w filozofii jogi jawi się jako maja, czysta iluzja.

Osobowe „ja” jawi się jako coś niezwykle realnego ponieważ znajduje się w centrum naszej percepcji. To my czujemy, działamy, myślimy i mamy wspomnienia. Jednak owo „ja” jest czymś niezwykle tajemniczym. Czym ono właściwie jest? Nasze ciało jest nami, ale gdy stracimy rękę czy jest nas mniej? Nic na to nie wskazuje. Podobnie jest z “ja”. Czasami utożsamiamy z pełnionymi rolami. Mówimy o sobie jestem matką, prawnikiem, sportowcem czy członkiem jakiejś organizacji. Ale takie role przemijają, a z nimi nasza tożsamość i identyfikacja. Czasami „ja” musimy jakoś dookreślić. Mówimy o sobie, że jesteśmy sławni, zaradni, pracowici, albo nieudolni, leniwi, krnąbrni. Nie ważne co mówimy nadajemy naszemu “ja” jakąś cechę, by móc je łatwiej zidentyfikować. Nasze ego jest jedną z najintymniejszych części nas samych. Boimy się jednak, że jeżeli umrze to znikniemy z nim na wieki. Czasami chcemy przedłużyć jego istnienie dzięki sławie, potomnym lub spuściźnie.  

Funkcjonując w taki sposób utożsamiamy się z pewnymi aspektami rzeczywistości, które w gruncie rzeczy są przemijające albo iluzoryczne. I to właśnie w nich najczęściej lokujemy owe jednostkowe, tymczasowe “ja”. W filozofii jogi to „ja” nie jest tym prawdziwym “Ja”, co stanowi istotę nas samych. To „Ja” istnieje gdzieś głęboko i naszym zadaniem jest je odkryć i poznać. Jeśli utożsamiamy się z osobowym ego popadamy w wewnętrzny konflikt. Targają nami namiętności, przywiązania i pragnienia, które są przemijające, a nie wieczne. Nasza świadomość to coś więcej niż ego. To przekaźnik boskiego płomienia tlący się głęboko w nas. Jak pisze B.K.S Iyengar “Ha jest Słońcem – Jaźnią, tha – księżycem świadomości. Gdy obiektyw świadomości będzie doskonały i czysty, stanie się jasne, że jej rozświetlający blask to najgłębsza dusza. Dusza jest boska, niematerialna, doskonała i wieczna. Innymi słowy – nie umiera. Odkryj to, co nie umiera, a złudzenie na temat śmierci zostanie zdemaskowane”.

W praktyce jogi możemy odnaleźć moment, w którym symbolicznie zapadamy w niebyt i chociaż na chwilę dystansujemy się od ego. Podobno savasana – pozycja trupa – jest najtrudniejszą z  jogicznych asan. Nie jest tak przerażająca jak praktyki opisane wcześniej, a nawet jest niezwykle oczekiwana przez joginów. To nagroda za ciężką praktykę. Gdy wykonujemy savasane doświadczamy błogiego rozluźnienia. Ciało i umysł regenerują się. Odpuszczamy w niej wszystko całkowicie. Pozostajemy bierni, ale zarazem w pełni świadomi. Na chwilę porzucamy identyfikację z ciałem, emocjami, myślami i doświadczamy tego, co jest w nas wieczne – poczucie bycia.

W pozycji trupa zrzucamy z siebie wszystko. Myśli, opinie, założenia, poglądy, pomysły, plany, wspomnienia. Na tą krótką chwilę zatracamy poczucie tożsamości i identyfikacji. Zapominamy o „ja” i o świecie, oraz o „ja” działającym w tym świecie. Głęboka savasana to nie poznanie Wyższej Jaźni, ale chwilowe porzucenie identyfikacji z tym co nietrwałe. Jesteśmy obecni, ale bezkształtni. Uwaga rozpływa się w wiecznym teraz, bez poczucia ruchu i czasu. Znika przeszłość i przyszłość. Gdy udaje nam się doświadczyć tak głębokiej savasany, przestaje nas dziwić, że to jedna z najtrudniejszych asan do wykonania. Uczymy się w niej przestawać utożsamiać z osobowym ego, z którym będziemy musieli rozstać się w chwili śmierci, tak samo jak z fizycznym ciałem 

Najdalsza podróż

Śmierć jest częścią życia, jednak nie powinniśmy myśleć o niej nieustannie. Powinniśmy natomiast skupić się na obecnym życiu. To właśnie je przeżywamy w tym momencie, a życie pełne uważności to pielęgnowanie tego daru. Żyjmy tak, aby przepełniały nas czyste myśli i intencje, pełne życzliwości, wdzięczności i współczucia. Myśli i emocje mają określone wibracje, które wpływają na naszą świadomość. Musimy jednak pamiętać, że nie jesteśmy naszymi myślami. To tylko funkcja umysłu, tak jak reakcje fizjologiczne są funkcją naszego żyjącego ciała.

Negatywne myśli i emocje takie jak gniew, złość czy zawiść mają niską częstotliwość. Myśli wzniosłe pełne dobra, radości, czułości czy troski wnoszą nas na wyższe wibracje. Gdy pielęgnujemy je za życia przenikają całą naszą istotę. W dalszą podróż nie zabierzemy przedmiotów materialnych, ciała, ani nawet tożsamości czy osobowego ego. Zabierzemy czystą esencję nas samych, dlatego warto zadbać, aby przesiąknięta była tym, co piękne, dobre i szlachetne. Uważam, że nie powinniśmy umartwiać się za życia, ani żyć ascetycznie czekając na nieuchronny koniec. Powinniśmy uważnie delektować się cudami tego świata. Nosić piękne ubrania, delektować się smacznym jedzeniem, oglądać zapierające dech w piersi krajobrazy jednocześnie będąc pełnym wrażliwość na krzywdę i niesprawiedliwość, tak aby nie przechodzić obojętnie obok innych osób. Życie z takim nastawieniem będzie dostrajało nas do wyższych wibracji i wznosiło na wyższy poziom. A co będzie dalej, tego nikt do końca nie wie…

Podobne wpisy