Uwielbiam korekty. Nie tylko je dawać, ale i otrzymywać. Dzięki nim można lepiej poczuć i zrozumieć pozycję. Cały proces odbywa się w ciszy. Jest dotyk i zmysł odczuwania, to wszystko. Oczywiście istnieje również obopólna zgoda na manualne ustawienie ciała. Gdy jesteśmy uważni i w pełni obecni korekty mogą pomóc nam dokonać olbrzymich zmian. Nie poprzez nacisk i dążenie do osiągnięcia jakiegoś kształtu, ale naturalnie rozluźnić lub wskazać ciału właściwą pracę i wektor ruchu. Czasami ukażą asymetrię lub uświadomią określony wzorzec ruchu. Dotyk i zmysł motoryczny są tutaj kluczowe, ponieważ to one pomagają nam definiować rzeczywistość. Nasz układ czucia reaguje na różnego rodzaju bodźce. Mówi nam, czy jest zimno, czy ciepło. Pomaga badać fakturę przedmiotów, odczuwać ucisk i ból, pieczenie lub swędzenie. Może wywołać również automatyczny ruch ciała nie podlegający naszej woli. Podczas korekty nasz układ nerwowy bombardowany jest nowymi bodźcami. Tworzą się w mózgu nowe połączenia neuronalne. Gdy się utrwalą integrują się z naszą praktyką. To wtedy spontanicznie pojawia się wewnętrzny głos “A… to o to chodzi w tej pozycji!”. Właśnie takie olśnienia miałem podczas mojego ostatniego kursu z Matthew Sweenyem na Bali. To, że jest fenomenalnym nauczycielem wiem od początku. Ale to jak potrafi pokierować ciałem za pomocą korekt to mistrzostwo. Bardzo brakowało mi tego. Miałem trzyletnią przerwę w wyjazdach do Mysore i od tego czasu nikt mnie nie “docisnął”. Korekty są świetne, jednak zawsze istnieje szansa, że coś może pójść nie tak. Mogą być stosowane zbyt mocno lub udzielane zbyt często. Mogą przekraczać fizyczne lub psychicznych granice korygowanej osoby. To co może pozostać po takiej korekcie to kontuzja lub poczucie naruszenia osobistej bariery. Dlatego tak ważna jest praca z kompetentnym i zaufanym nauczycielem.  

Korekty nie są niezbędne w uczeniu. Wielu nauczycieli wręcz odchodzi od ich stosowania. Jeżeli dobrze zaprojektuje się praktykę i uwzględni wiele zmiennych, ciało rozćwiczy się bez ingerencji z zewnątrz. No może nie samo. Udział i zaangażowanie ucznia są tutaj niezbędne. Niezależnie czy stosujemy korekty czy nie, zawsze musimy uwzględnić budowę ciała, wzrost i proporcje, elastyczność, mobilność, stabilizację, napięcie mięśniowe, poziom praktyki, temperament, podatność na dotyk i sposób oddychania. Jest tego naprawdę dużo! Praca z uczniem to budowanie relacji z drugim człowiekiem, która opiera się na zaufaniu. Żeby je zdobyć musimy być kompetentni, otwarci i komunikatywni. Jako nauczyciele musimy zbudować pewność siebie w tym co robimy, a do tego niezbędna jest praktyka i nie chodzi mi tutaj o wykonywanie asan. Żeby zostać dobrym nauczycielem powinniśmy przede wszystkim uczyć. Tak samo jest z korektami. Je również nieustannie praktykujemy, dzięki czemu nabieramy precyzji i biegłości. Dla mnie jest to prawdziwa sztuka, która wymaga pewności siebie, pewnego poziomu subtelności oraz zrozumienia mechaniki ciała. To doświadczenie, które umożliwia podejmowanie właściwych decyzji podczas zajęć. Nasi uczniowie są wyjątkowi i czasami stanowią wyjątkowe wyzwanie, dlatego niezbędne jest umiejętne indywidualne dostosowanie korekt. Jeżeli wiemy, co robimy i po co, jesteśmy na dobrej drodze, by pomóc wnieść jakość praktyki swoich uczniów na wyższy poziom. 


Narzędzia 


Istnieje kilka sposobów uczenia asan. Każdy uczeń może preferować inną formę. Dla niektórych komendy słowne będą wystarczające, inni potrzebują zobaczyć, jak wygląda wykonywanie pozycji. Jeszcze inni najlepiej reagują na dotyk. Chociaż każdy sposób jest równie dobry to jednak ten ostatni, w mojej opinii pozwala poczuć jak zbudować pozycję od wewnątrz. Korekty od zawsze były sercem ashtanga jogi i właśnie to mnie najbardziej urzekło w tej praktyce. To jeden z największych atutów ashtangowych nauczycieli – przekazywanie praktyki za pomocą rąk. Kolejnym plusem tej metody jest nacisk postawiony na praktykę własną. Zajęcia prowadzone to dodatek, który jest pomocny w zapamiętywaniu kolejność pozycji, nadający odpowiedni rytm i tempo. To zajęcia z samodzielnej praktyki umożliwiają studentom przyjście na serię prowadzoną i podłączenie się pod energię grupy. Nie odwrotnie. Jeżeli uczeń poznaje praktykę tylko poprzez zajęcia prowadzone ewidentnie nauczyciel nie przekazał głównej idei tego systemu (lub oporny uczeń nie chce przyjąć tego do wiadomości). To właśnie na zajęciach z praktyki własnej jest czas i przestrzeń do stosowania korekt. Można się na chwilę zatrzymać, wytłumaczyć co trzeba i ewentualnie udzielić fizycznej asysty. Na prowadzonych zajęciach nigdy nie będzie do tego odpowiedniej przestrzeni. 

Moje podejście do stosowania korekt zmieniło się na przestrzeni lat. Nie są już tak intensywne jak kiedyś. Docisnąć można zawsze, a przecież liczy się intencja z jaką to robimy. Jako nauczyciele musimy wiedzieć jaką pracę chcemy wywołać w cudzym ciele. Jak je ustawić, by uczeń poczuł to, co powinno się wydarzyć w określonej pozycji. Jeżeli tego nie czuje to jaką część ciała musi lepiej zaangażować. Korekty mają być techniczne i przemyślane, bo dzięki temu stają się bezpieczne. Niedopuszczalne jest “wkładanie” do pozycji siłowo, chociaż jeszcze gorsze jest, gdy uczeń się na to zgadza. Taka sytuacja pojawia się, gdy na zajęciach panuje hierarchia, a nie wzajemne partnerstwo w relacji. Jako nauczyciel tworzę przestrzeń, wspieram i motywuję do praktyki, a nie zmuszam do wykonywania trudnych pozycji, ale to temat na osobny wpis. Choć koryguję na zajęciach, i to dość często, nie używam już takiego stopnia siły. Są o wiele mądrzejsze i skuteczniejsze sposoby. 


Korekta to proces


Mądra korekta składa się z kilku etapów. Pierwszym jest OBSERWACJA. Nauczyciel to wiedźma – on wie. Patrzy na swoich uczniów i widzi. Powtarzające się wzorce ruchu, napięcia i blokady. Wie, że powtórzą się one przy innych pozycjach angażujących podobne partie ciała. Jeśli ktoś ma problem z obręczą barkową, przy wszystkich kolejnych asanach angażujących te części ciała ruch będzie się powtarzał. Nauczyciel jest obecny i uważny. Jeżeli ziewa to nie ze znudzenia, ale z pewnością zabrakło mu czasu na savasane po własnej praktyce 😉 To dzięki obserwacji zwracamy uwagę na fundamenty i wiemy czego uczeń potrzebuje. 

Kolejnym etapem jest INTENCJA. Musimy wiedzieć jaki cel chcemy osiągnąć. Rozbić napięcia, ustawić ciało bardziej stabilnie albo je przesunąć, aby właściwa grupa mięśni zaczęła w końcu pracować. Możemy ustawić je też tak, aby odciążyć przeciążony staw. To właśnie poprzez taką pracę budzimy w uczniach świadomość ciała i tego jako nauczyciele powinniśmy uczyć. Asany są tylko narzędziem, a nie celem samym w sobie. Nie musimy stosować do tego żadnych korekt. Można udzielić wskazówki słownej, użyć pomocy, zaproponować modyfikację pozycji lub wariant zastępczy. Kiedy znamy swój zamiar i intencję możemy użyć różnych narzędzi. Im masz ich więcej, tym lepiej. Chcę przez to powiedzieć, że każdy rodzaj korekty – manualny, werbalny, czy poprzez pomoce jest równie pomocny, ważny i potrzebny. To tylko możliwości. Dobry nauczyciel to nie ten, co mocno dociska ani nie ten, co lubi do znudzenia opowiadać, co tam się w pozycji dzieje. Ani nie ten, który jest tak kreatywny, że przynosi taboret, stół i linę. Dobry nauczyciel to ten, który ma to wszystko na raz, chociaż po trochę.  

Kiedy nastąpiła obserwacja i mamy intencję musimy przejść do KOMUNIKACJI. Nie możemy czaić się przy uczniach jak lisek chytrusek i naskakiwać na nich z zaskoczenia. Przede wszystkim musimy mieć zgodę na dotykanie drugiej osoby. Najlepiej pytać i przypominać o tym przed zajęciami. Żaden nauczyciel nie wie, czy druga osoba nie doznała w przeszłości jakiejś traumy związanej z dotykiem. Stosując korekty nie możemy przekraczać granic komfortu innej osoby. Doskonała sytuacja to taka, gdy korygujemy osoby, z którymi dobrze się znamy. Ma być komfortowo dla obydwu stron. Ja osobiście rezygnuję z korygowania osób początkujące. Dla ich ciał sama praktyka i jest już intensywnym doznaniem. 

Stosując korekty trzeba się wzajemnie dostroić energetycznie. Poczuć czy dana osoba jest pobudzona, czy względnie zrelaksowana. Należy posłuchać, jak oddycha, wejść w jej pole i dopasować się.. Wszystko powinno harmonijnie współgrać. Nie przyspieszymy procesu budowania relacji. W jodze na wszystko potrzeba czasu. Dam dość prosty przykład. Nie piję już kawy przed zajęciami. Czasami sprawia, że czuje się lekko rozedrgany i za bardzo pobudzony. Osoby korygowane z pewnością to wyczują. Dlaczego miałbym swój wewnętrzny stan przenosić na drugiego człowieka? Jeżeli wpadniecie na zajęcia pobudzeni, zdenerwowani lub po prostu w gorszym nastroju cała grupa to odczuje. Przed zajęciami staram się uspokoić i wyciszyć. 5 czy 10 minut obserwacji oddechu lub umysłu bardzo mi pomaga. Podczas korygowania również warto pytać, czy wszystko jest w porządku. Feedback w każdym momencie prowadzenia zajęć jest potrzebny. Czasami prośba o korektę to ubieganie się o uwagę nauczyciela. Nikt nie chce czuć się pomijany czy zaniedbywany, ale poświęcanie niektórym osobom zbyt dużej uwagi, to też zaniedbywanie innych uczniów. To również należy wziąć pod uwagę. 
Korekty potrafią też wybić z dobrego flow. Widzę, czasami jak ktoś pięknie płynie przez praktykę, i choć można by było poprawić jakąś pozycję, to nie mam serca przerywać. Przecież w jodze chodzi o zanurzenie, wejście w głęboki proces doświadczania samego siebie i to jest o wiele ważniejsze niż perfekcyjne wykonanie asany. Nadmierne korygowanie może też być bardzo zniechęcające. Dotarło to kiedyś do mnie po jednych zajęciach. „Krystian ty mnie we wszystkim poprawiałeś, wszystko robiłam źle!”. Choć moje intencje były dobre wysłałem negatywny sygnał! Nauczyciel ma przede wszystkim motywować do praktyki i stworzyć dla niej bezpieczną przestrzeń, a nie zniechęcać uczniów, czy wytykać im błędy. Z resztą o wiele łatwiej zapamiętać na zajęciach 3 czy 4 wskazówki niż 20. Dlatego wydaje mi się, że 3 maksymalnie 5 korekt podczas jednej praktyki jest totalnie optymalnych  


Właściwa korekta 


Dopiero gdy przejdziemy przez te 3 etapy możemy zabierać się za właściwą pracę. Wiem, że ten proces wydaje się długi, ale wraz z doświadczeniem wydarza się w ułamku sekundy. Dlatego napiszę to raz jeszcze. Korekty się praktykuje tak jak asany! Przez to nabiera się biegłości, dobrego osądu i pewności siebie. To nie uczeń powinien decydować o korekcie. Nieraz słyszałem “Hej, Krystian weź mnie dociśnij”. Często odpowiadam, że wcale tego nie potrzebujesz. Po czym słyszę “No chodź, chociaż na chwilę”. Czasami idę, czasami nie. To zależy. Wychodzę z założenia, że lepiej zrobić za mało niż za dużo. Po przekroczeniu pewnej granicy może być już za późno. Oczywiście na jednych zajęciach nie poświęcimy każdemu tyle uwagi, ile potrzebuje, ale przecież z uczniami pracujemy regularnie. Każdy z nich doczeka się w końcu uwagi, korekty bądź wskazówki. To jest ich nagroda za regularne przychodzenie na zajęcia.  Podstawą całej korekty jest dotyk. To cudowne narzędzie komunikacji, ale musimy mieć odpowiednie wyczucie. Czasami wystarczy wygłaskać skórę, aby nadać odpowiedni wektor ruchu. Czasami trzeba jakąś część ciała delikatnie przestawić. Czasem pomóc wyprowadzić ruch w stawie, pomóc przy równowadze lub użyć dźwigni, by zintensyfikować rozciąganie. Wyobraźnia i doświadczenie to kolejny dobre cechy nauczyciela. Spotkałem setki ciał i każde było niepowtarzalne, tak jak ich użytkownicy. Przy okazji nauczyłem się rozpoznawać typy osobowości, rozumieć lepiej cechy charakteru, znaczenie temperamentu, widzieć poziom intro i ekstrawersji. Okazuje się, że tak samo można nauczyć się rozpoznawać typy ciał, rozumieć ich budowę, mocne i słabe strony. Im dłużej uczymy tym więcej uczniów napotkamy na swojej drodze. Są oni bardzo cenni, ponieważ to dzięki nim możemy się uczyć. Bez uczniów nie bylibyśmy nauczycielami. 

Właśnie te cztery etapy składają się na to, co nazywam korektą. To nie bezrefleksyjne dociskanie, ale wyrafinowana sztuka pracy z drugim człowiekiem i to  na wielu poziomach. Aby być w tym dobrzy potrzebna jest nie tylko wiedzy i doświadczenia, ale również gotowość na ciężką pracę i doskonalenie własnych umiejętności. Uczę już ponad 15 lat. Ta ścieżka był wyboista. Czasami usłana różami, a czasami cierniami. Tak jak prawdziwe życie. Teraz, gdy prowadzę zajęcia nie tylko widzę ciało i człowieka, ale słucham tego jak oddycha. Gdy uczeń wykonuje praktykę zbyt wysiłkowo jego oddech staje się głośniejszy i mniej równy. Wysiłek powoduje ograniczenia oddychania. Widać to pod koniec każdej dłuższej sekwencji, gdy zmęczenie bierze górę. Jesteśmy mniej świadomi tego jak oddychamy, bo często to trudniejsza asana staje się dla nas celem. Nie warto poświęcać oddechu na rzeczy wykonania pozycji, ale najpierw musimy to dostrzec, zaakceptować i zmienić. W kontekście korekt właściwy oddech jest potrzebny z obydwu stron. Dzięki temu, że staramy się “wspólnie” oddychać możemy się dostroić do ucznia. Wejść w jego wibrację i pomóc mu w praktyce.


Joga to proces 


Podczas korekty układ nerwowy osoby poddającej się wysyła tryliardy bodźców czuciowych. Jedne mogą zagłuszać inne. Potrzebna jest niezmiernie wielka koncentracja i umiejętność obserwacji tego, co się wydarza. Z nadmiarem bodźców trzeba się oswoić. Niezbędna jest umiejętność wyłapywania najmniejszych niuansów, które mogą mówić, że coś złego dzieje się w ciele. Często zdarza się, że to nasza upartość i zawziętość zagłusza je. Słuchamy głowy, nie serca, a nie tego uczy joga. Na wszystko potrzebny jest czas. Zmiana wymaga cierpliwości, determinacji i dyscypliny. 

Każda praktyka wpływa w konkretny sposób na ciało. Dlatego też z biegiem lat uważam, że nie każda sekwencja jest dla wszystkich. Czasami uczniowie przyjmują to do wiadomości, czasami próbują wypierać rzeczywistości. Jesteśmy zbyt różnorodni i niepowtarzalni, aby jeden sposób wykonywania pozycji był dobry dla wszystkich. Przy określonych budowach, indywidualnych możliwościach, zasobach energetycznych niektóre praktyki mogą być po prostu niewłaściwe. Tak samo niewłaściwe jest stosowanie siły podczas korygowania. Nie zmienimy fizycznie ciała, możemy poprowadzić je w kierunku zmian. Joga to podróż, a nie zaliczanie etapów przeskakując do przodu. Zmiany to proces, a my jako nauczyciele dbamy o to, by stworzyć dla nich dogodną przestrzeń. Patanjali pisze wyraźnie w Jogasutrach, że joga to praktyka wykonywana z odpowiednią postawą, konsekwentnie i przez długi czas. Jego przesłanie mimo upływu około 2000 lat jest jak najbardziej aktualne. Musimy przygotować ucznia i uzmysłowić mi, że pokora, cierpliwość, determinacja to prawdziwe cnoty na jogicznej ścieżce. Dobry nauczyciel nie uczy samych pozycji, ale rozbudza w uczniach potrzebę samodzielnej eksploracji. Wtedy dla studenta zaczyna liczyć się droga, którą podąża, nie cel, który ma osiągnąć. Nawet korekty stają się wtedy niepotrzebne.
Dążenie do celu wysyła umysł w przyszłość. W sferę oczekiwań, fantazji i marzeń. Nie pozwala być w pełni obecnym. Prawdziwa zmiana to ewolucja, a nie uciekanie z jednej formy do drugiej. Tylko w ten sposób następuje transformacja. Powinna rozpocząć się w umyśle, a ciało być tego odzwierciedleniem. Paradoksalnie może być też odwrotnie. To zmiana postawy i kształtu ciała może wpłynąć na naszą percepcję, pewność siebie i poczucie wewnętrznej mocy. W sumie nie ważne w którą stronę to działa. Ważne, że działa.  Uczeń musi zbudować mocne fundamenty nie tylko fizyczne, ale również zdobyć pewną odporność energetyczną i psychiczną. Musi być fizycznie przygotowany do trudniejszych pozycji, tak aby praktyka nie była dla niego wyczerpującym wyczynem. Musi również stać się odporny na zastoje, nauczyć się akceptować ograniczenia i odpuszczać, jeśli to konieczne. Często mówi się, że ograniczenia pochodzą z umysłu. To prawda. To nasza świadomość kontroluje ciało. Jednak rzeczywistość materialna też nas ogranicza. Jeżeli tego nie przyjmujemy odrzucamy rzeczywistość taką jaka jest, zamiast ją akceptować. Ograniczenia fizyczne mogą być tymczasowe, ale należy je uznać i szanować. Przebuduj ciało, a umysł za nim pójdzie. To jest właśnie holistyczna perspektywa w jodze.

W korektach nie tylko ważne jest bezpieczeństwo uczniów, ale równie nasze. Przez szereg lat prowadziłem 3h program mysore plus zajęcia prowadzone. Każdemu uczniowi oddawałem całego siebie poświęcając mu uwagę, obserwując i pokazując różne pozycje. Tak wiele razy na szybko założyłem lotos lub wykonałem dropback, że nie potrafię tego nawet policzyć. Na jednych zajęciach dźwigasz, schylasz, skręcasz się dziesiątki razy. Dopiero wtedy początkujący nauczyciele zdają sobie sprawę jaka to ciężka praca, która nie ogranicza się do wrzucania postu z kubkiem ciepłej matchy. Dlatego na warsztatach, czy nawet przed zwykłymi zajęciami nigdy nie pomijam własnej praktyki. Tylko rozgrzane ciało i zaprawione w asanach może wytrzymać taki nadmiar pracy. To też jest jeden z głównych argumentów, aby za uczenie zabierać się po wielu latach własnej praktyki. My też musimy być fizycznie gotowi. Stosując korekty musimy wykonywać je tak, aby nie przeciążyć swojego ciała. Musimy dbać o siebie i znajdować czas na regenerację. To podstawowe nauczycielskie BHP. Widziałem naprawdę wiele ciekawych korekt, ale nie jestem do końca przekonany, czy warto je wykonywać kosztem własnego ciała. Zbyt duża eksploatacja może szybko doprowadzić do wyczerpania lub kontuzji. Ważne jest używanie dźwigni, podporów, umiejętne schylanie się, czy rozkładanie ciężaru ciała tak, aby nie obciążać własnych stawów i wiązadeł. Równie ważne jest skupienie. Tak jak rozproszenie podczas praktyki może prowadzić do kontuzji, tak samo nieobecność podczas udzielania korekt może być niefortunne dla jednej i drugiej strony. Musimy poświęcać uwagę uczniowi na 100%. Być w tym co robimy, tak jak uczeń jest obecny w pozycji, którą wykonuje. Jest to działanie wyrażające pełny szacunek do ucznia. 


Zaproszenie


Dlaczego w ogóle piszę? Uważam, że korekty są pożyteczne i mogą być dobre. Są dodatkowym narzędziem do pracy i każdy nauczyciel powinien je mieć w swoim repertuarze. Często piszecie do mnie z pytaniem, kiedy otworzę swój własny kurs nauczycielski. Zawsze odpowiadam, że nie wiem. Jest dużo świetnych kursów z dobrymi nauczycielami, którzy nie przekazuję tylko technik wykonywania pozycji, ale przedstawiają jogę w sposób całościowy. Po co miałbym to powielać? Uważam również, że nauczycielami stajemy się po prostu ucząc, a nie kończąc jakiś kurs, chociaż zawsze są to świetne podstawy. Pomyślałem jednak, że jest coś w czym mógłbym Wam pomóc. To techniki doskonalenia korekt.

Jestem w nich naprawdę dobry. Chcę przekazać Wam swoje doświadczenie, a to z pewnością przyda się wielu nauczycielom stawiającym kroki na swojej ścieżce. Jeżeli chcecie zapoznać się moim programem szkoleniowym zobaczcie go TUTAJ Sztuka korekt – kurs doszkalający dla nauczyciel. Przeznaczymy 40h na to, aby zrozumieć czym jest dobra korekta i jak ją właściwie dostosować do ucznia. Dzięki temu kursowi wniesiesz swoje nauczycielskie skille na wyższy poziom. Będzie to dla ciebie fantastyczna przygoda!

Podobne wpisy